AktualnościWystawy

Roman Hlawacz | Fotografia 50/75

By 30 października 2025No Comments

Roman Hlawacz | Fotografia 50/75
Wernisaż  5.11.2025 / 18:00
wystawa: 05–25.11.2025
Galeria WuBePe
ul.Piastowska 20, Opole

Wernisaż (z udziałem Zespołu „Camerton” oraz Agnieszki Kani)

Wydarzenie Facebook

Roman Hlawacz – artysta fotografik, podróżnik, autor, współautor wielu książek i albumów. Członek Związku Polskich Artystów Fotografików od 1985 roku. W dorobku twórczym ma ponad 120 wystaw autorskich oraz udział w ponad 700 zbiorowych w kraju i za granicą, m.in. w Austrii, Chinach, Korei, Brazylii, Belgii, Danii, Francji, Niemczech, Czechach, Słowacji, Hiszpanii, na Węgrzech. W latach 1983–84 przebywał na urlopie twórczym w Wenezueli. W Caracas zaprezentował dwie wystawy indywidualne: Ventanas y Puertas de La Guaira oraz Inscripción fotológica. Podróżując, nie tylko poznaje inne kraje, ale także nabiera dystansu do wielu aspektów życia. Posiada liczne nagrody i wyróżnienia za działalność artystyczną, m.in. Zasłużony dla Kultury Polskiej, wyróżniony za Zasługi dla Turystyki, Zasłużony Instruktor Fotografii Krajoznawczej, Instruktor Krajoznawstwa Polski. Stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w 2018 roku.

Nadmiar
Agnieszka Kania

Dzisiaj to fotografie zawładnęły naszą wyobraźnią, tak jak wczoraj słowo drukowane – ogłosił w 1922 roku Walter Lippmann. Fotografie wydają się bez reszty rzeczywiste. Pokazują to, co się zdarzyło. To nie obrazy, gdzie na tle (ciemnym, krzykliwym, rozmytym) spotykają się zmyślone postacie i uczestniczą w spisku. Zwabione do wspólnego pokoju, bez wyjaśnienia zamiarów, zostały na dłużej.

Kiedy patrzę na portrety Romana Hlawacza, widzę obrazy dawnych mistrzów. Wydaje się, że fotograf powoli kreślił kształty, mozolnie zbliżał się do końcowego efektu. Najpierw zarysował kontury, później dopowiadał szczegóły. Jakby pisał powieść: nakreślił szkic, zbudował scenografię i powoli zaludniał ją aktorami. Czy to możliwe, że wystarczyło kilka sekund, żeby zatrzymać w kadrze ten rozpędzony wózek z cynkowym wiadrem na stercie ziemniaków? Mam uwierzyć, że w jednym pstryknięciu zmieścili się wszyscy trzej mężczyźni skaczący z kamienistego brzegu do rzeki? Co na to rachunek prawdopodobieństwa? A ten nagi, zredukowany do nóg i głowy mężczyzna, naprawdę nie pozował do zdjęcia?

Fotografia odwołuje się do zmysłu wzroku, oka, tej najdoskonalszej z wszystkich rzeczy stworzonych przez Boga, jak przekonywał Leonardo da Vinci. Oko przesyła obraz centrali, ta przeszukuje archiwa i wyciąga to, co najbardziej pasuje do przedstawionej sceny. Komuś przypomną się wakacje na wyspie Rodos, rodzinny wyjazd do Łeby i mistrzostwa powiatu w pływaniu synchronicznym. Inny ktoś przywoła sianokosy koło Łańcuta i pogrzeb towarzysza Leonida Breżniewa. (W tamten listopadowy dzień nasza szkoła dostała wolne. Każdy miał, przed telewizorem, czekać na zbliżenia trumny, w której uroczyście leżał nieboszczyk).

Zdjęcia z kaalogu 50/75 domagają się uwagi i prowokują do pytań: Czy ufajdana błotem świnia poderwie się na nogi? Czy on i ona, uchwyceni na tle angielskiego kominka i pejzażu w drewnianej ramie, nadal są za sobą (właściwie on za nią, ona mu na kolanach). Jak potoczyły się losy starszych kobiet popijających koktajl Alaska? Z okazji okrągłej rocznicy powołania Ochotniczej Straży Pożarnej założyły białe bluzki z haftem przy dekolcie. Utapirowały włosy, wybieliły skórę sokiem z cytryny, wypomadowały usta. Patrzę na żywe czy już umarłe? Fotografia to sztuka, która czepia się ludzi i ciągnie ich do nas: dziś patrzących, jutro oglądanych.

Na jednym ze zdjęć skośnooka dziewczynka pozuje na tle masywnych drzwi. Roman Hlawacz nożycami światła wyciął ją z ciemnego tła. Wyczuwa się tu intensywny nadmiar, zwielokrotnienie bytów. Jakby na tej niewielkiej fotografii skroplili się i sportretowana i portrecista. Może rzeczywiście portret nasiąkł artystą niczym sosna żywicą, obraz malarzem, żeby, jak wieszczył Lippmann, bez reszty zawładnąć naszą wyobraźnią.

Zrozumieć fotografię
Roman Hlawacz

Zrozumieć fotografię – brzmi to jak wyzwanie. Patrzę na świat przez wizjer aparatu od tylu już lat, a jednak wciąż nie jestem pewien, czy rozumiem to, co widzę. Bo fotografia to przecież nie tylko technika czy sztuka kadrowania. To także sposób bycia w świecie. Sposób patrzenia i przeżywania.
Zaczyna się niewinnie – od spojrzenia. Ale spojrzenie to nie to samo, co widzenie. Wszyscy patrzymy, lecz nie wszyscy widzimy jednak to samo. Widzieć to coś więcej niż tylko rejestrować światło odbite od powierzchni przedmiotu. Widzieć to również zatrzymać się, dostrzec, poczuć. Czasami potrzeba lat, by zobaczyć to, co było zawsze przed nami – światło, cień, ludzką twarz w tłumie.
Fotografia nauczyła mnie pokory. Zrozumiałem, że aparat nie jest tylko narzędziem dominacji nad światem. Że nie to najważniejsze, co się uchwyciło, lecz to, co umknęło – co zostaje poza kadrem. To, co widoczne, często jest tylko początkiem. Czasami fotografia mówi więcej, gdy pozwala, by widz sam zbudował znaczenie.
Prawie każda fotografia, jaką zrobiłem, miała dla mnie swój czas. Niektóre wracają do mnie po latach – nagle rozumiem je na nowo, odkrywam sens, którego nie było w chwili, kiedy naciskałem spust migawki. To tak, jakby fotografia miała własny czas dojrzewania. Jakby dopiero spotkanie z drugim człowiekiem, z jego spojrzeniem i pytaniami, odsłaniało prawdę obrazu. Bo fotografia nie istnieje bez widza.
Wielokrotnie przekonałem się, że prawdziwa fotografia zaczyna się wtedy, gdy przestajemy kontrolować obraz. Kiedy pozwalamy mu się stawać. Ufam przypadkom, nieostrościom, światłu, które nie zawsze współpracuje. Czasem to właśnie te niedoskonałości niosą prawdę i emocje.
Zarówno Roland Barthes – francuski filozof, jak i Susan Sontag – amerykańska pisarka i eseistka, próbowali uchwycić istotę fotografii. Dla mnie najbliższe są słowa Barthesa o punctum – tej jednej rzeczy w zdjęciu, która przeszywa duszę, nie pozwala oderwać wzroku, choć nie wiadomo dlaczego. To niekoniecznie najważniejszy element kadru. Czasem to fałdka na sukni, cień na ścianie, nieruchomy wzrok przechodnia. Ale to właśnie punctum sprawia, że fotografia przestaje być jedynie ilustracją, a staje się też przeżyciem.
Trudne to zadanie zrozumieć fotografię. To, co widzimy, już nie istnieje – fotografia to zapis przeszłości. Ale ten zapis ma możliwość uobecniania. Przenosi nas w tamten czas, odtwarza uczucia, które nie zostałyby w pamięci. Fotografia, jak i poezja, próbują ocalać od zapomnienia. Poeta twierdził, że poezja jest córką pamięci. To alchemia obrazu – zatrzymać coś, co z natury jest ulotne. Zrozumieć fotografię to znaczy zrozumieć czas. I siebie w tym czasie.
Zdarza mi się spacerować bez aparatu. Uczę się wtedy patrzeć bez pośpiechu, jakby świat sam był kadrem. Uczę się odczuwać to, czego aparat i tak nie pokaże – zapach powietrza, ciepło popołudnia, śmiech dziecka gdzieś za mną. Fotografia nauczyła mnie uważności. Nauczyła mnie też, że każdy moment może być początkiem obrazu – nawet jeśli go nie uchwycę. To również część rozumienia – wiedzieć, kiedy nie robić fotografii.
Wiem, że zrozumieć fotografię to nie znaczy tylko ogarnąć ją rozumem. To raczej pozwolić, by obraz osadził się w nas.
Zrozumieć fotografię to znaczy zgodzić się z tym, że najważniejsze często nie mieści się w kadrze. Że to, co widoczne, jest tylko zaproszeniem do innego spojrzenia na świat, na siebie i na innych.

error: